Świadectwa

Świadectwa dane po pielgrzymce do
Međugorie

Aneta i Maciek

Poznali się w Medjugorie i zaręczyli po 3 miesiącach.
„Chcemy, żeby ludzie uwierzyli w miłość”

„Znajomi, którzy słyszą, że zaręczyliśmy się tak szybko, patrzą na nas zdziwieni. Gdybyśmy byli niewierzący, w życiu byśmy się na to nie zdecydowali. Ale życie z Bogiem jest szalone. Żeby oddać Mu się całkowicie, trzeba czasem rzucić się w przepaść” – mówią Aneta i Maciej, narzeczeni.
To ich własna, wyjątkowa historia – o „przypadkach”, które nie istnieją, o czasie, który przestali liczyć i Bogu, który załatwił pieniądze na pierścionek. Zgodzili się nią podzielić – po to, żeby nikt z was nie wątpił w prawdziwą miłość. Nawet jeśli musi na nią czekać wiele lat.

Ona

Odkąd na dobre przylgnęła do Boga – czyli jakieś 4 lata temu – zastanawiała się, jaka jest jej droga. Co On dla niej wybrał? Życie konsekrowane czy może jednak małżeństwo? Dostawała potwierdzenia, że kiedyś będzie żoną. Ale co dalej?
„Byłam po trzydziestce, a tu nie pojawiał się żaden kandydat!” – wspomina. Więc kłóciła się z Bogiem: „obiecałeś mi, to dlaczego nic się nie dzieje?”.
„Trzeba się zastanowić: czy siedzieć z założonymi rękami i czekać, aż Bóg wypełni moje powołanie czy samemu działać?” – mówi. Chodziła więc na Boskie Randki, dyskoteki dla wierzących, aktywnie działała we wspólnocie. I choć było fajnie, nie spotykała mężczyzny, z którym chciałaby budować przyszłość.
„Pismo Święte mówi, że kobieta niezamężna, dziewica, cały czas poświęca Bogu. To nie był okres wyczekiwania, biadolenia, smutku, łez – chociaż one też się zdarzały. To był czas, kiedy mogłam działać we wspólnocie, posługiwać modlitwą wstawienniczą, pomagać przy pielgrzymkach…” – opowiada.

On

W Kościele odnalazł się rok temu, czyli w wieku 36 lat. Jego nawrócenie zaczęło się dużo wcześniej, ale bez sakramentu Komunii Świętej i bierzmowania nie czuł się pełnowartościowym katolikiem. „Chodziłem do kościoła i Bóg dawał mi znaki, że jest w Kościele katolickim, ale bardzo trudno było mi się nawrócić. Żyłem 8 lat w związku niesakramentalnym – musiałem odważnie powiedzieć, że wybieram Pana Boga. Ta relacja się rozpadła.
Wiedziałem, że muszę sobie wszystko na nowo poukładać. Na pewnym etapie odnalazłem się w Ruchu Czystych Serc – niekoniecznie, żeby kogoś poznać, chociaż trochę też. Znalazłem kolegów i koleżanki o świetnej duchowości. Bóg dał mi też wtedy łaskę patrzenia w czysty sposób na kobiety, uwolnił od oglądania złych rzeczy, szukania obrazów, które rozbudzają. Zabrał to w ciągu jednego dnia. Pokazał mi, że właśnie w RCS jest moje miejsce. Ale nadal nie spotkałem odpowiedniej kobiety, która mogłaby zostać moją żoną”.

Medjugorie

Aneta miała do Medjugorie wcale nie jechać. „Stwierdziłam – byłam 2 lata temu, nie mam czasu, mogłabym w końcu w majówkę odpocząć. Wypisałam się, potem znów zapisałam… Nie mogłam podjąć ostatecznej decyzji”.
Ale w lutym, na forum z Larrym i Andy Oneyami u łódzkich jezuitów, spotkała koleżankę ze wspólnoty. „Myślała, że wybieram się do Medjugorie. Masz jechać! – powiedziała z takim przekonaniem, że po rozmowie z nią już wiedziałam, że pojadę”.
Na tym samym spotkaniu był też… Maciek, zaangażowany w posługę multimedialną. Jeszcze się nie znali. „Lider ze wspólnoty Anety podszedł do mnie i powiedział: Maćku, musisz pojechać do Medjugorie. Po prostu wiem, że powinieneś tam być. Jeszcze kilka osób zaczepiło mnie wtedy i powiedziało to samo. Któregoś dnia patrzę – mam już z dwadzieścia ulotek o pielgrzymkach do Medjugorie. Wybrałem jedną, tańszą opcję, bo było krucho z kasą. I pojechałem”.

Oczy

W Medjugorie szli na Górę Krzyża, całą pielgrzymką. Oboje zobaczyli się już w drodze. „Nie dało się ciebie nie zauważyć – jesteś przecież przystojny! Ale stwierdziłam, że skupię się na modlitwie. Chociaż rozproszeń nie brakowało…” – patrząc na Maćka, wspomina Aneta.
Maciej: Pamiętam, że było to dla mnie ogromne przeżycie duchowe. Usiadłem pod krzyżem, przy ostatniej stacji i modliłem się. Byłem trochę załamany. Mówię: „Boże, jeśli chcesz, żebym był sam, nie ma sprawy. Bo ja widzę, że się nie układa. Ale jeśli masz dla mnie kogoś wspaniałego, kobietę, z którą mogę spędzić resztę życia, to weź mi to po prostu pokaż, bo jestem zmęczony. Proszę Cię, żebyśmy mieli dzieci, rodzinę… Żeby to była blisko Ciebie osoba…”. W pewnym momencie słyszę: „Halo! Ustawiamy się do zdjęcia!”. Zamieszanie jak w ulu. Zerwałem się, idę i nagle… patrzą na mnie najpiękniejsze oczy na świecie. I podają mi dziecko…
Widziałem tylko te oczy… najpiękniejsze oczy na świecie…. Czułem, że Bóg mi coś mówi. Pierwsza myśl: ona na pewno jest zajęta, ma przecież dziecko. Zapytałem tylko: „twoje?”.
Aneta: Ja na to: „nie! Jestem ciocią Anetką!” (śmiech). Koleżanka, która przekonała mnie do wyjazdu, była z córeczką. Każdy, kto mógł, pomagał ją nosić. Akurat na górze, gdy ustawialiśmy się do zdjęcia, trzymałam ją ja. Przy krzyżu był wysoki murek – nie było szans, żebym przeszła przez niego z dzieckiem. I wtedy Maciek odezwał się, że mi pomoże. Wziął małą, potem oddał, ja podziękowałam i się na siebie popatrzyliśmy. To była niezwykła chwila…
Następnego dnia pojechaliśmy do kościoła niedaleko Medjugorie. Na skwerze mieliśmy wspólną modlitwę do Ducha Świętego. Mieliśmy podchodzić do osób nieznanych i mówić im: „Bóg cię kocha! Duch Święty działa w tobie”. Podeszliśmy do siebie… To było jakby świat i czas się zatrzymał…

Zachwyt

M: 8 maja wziąłem ją na randkę. Poszliśmy do parku, potem usiedliśmy przy kawie. Dużo rozmawialiśmy, patrzyliśmy sobie w oczy i uśmiechaliśmy się do siebie. Pragnęliśmy być razem. I wciąż to pragnienie w nas jest… Miłość jest dla mnie połączeniem doceniania, podziwu i głębokiego szacunku. Te rzeczy się we mnie budziły, jak widziałem duchowość Anety.
A: Nie znam drugiego tak opiekuńczego mężczyzny. Z domu wyniosłam, że mężczyzna zajmuje się np. remontami, ale dzisiejszy świat jest taki, że kobieta musi umieć sobie ze wszystkim poradzić. Myślę: „dobrze, Boże, poświęcę się”. Ale Maciek potrafi zrobić wszystko: pomalować, panele położyć, przywiercić… Jest genialny pod tym względem! A do tego robi zakupy, sprząta, gotuje…

Portfel

M: Oczywiście, miałem wątpliwości przed tym, jak się oświadczyłem. Zacząłem się modlić różańcem w tej intencji, w drodze do pracy. Mówię: „Boże, jak mam się oświadczyć Anecie, a widzę, że wszystko na to wskazuje, to potrzebuję trochę kaski. Możesz załatwić mi gotówkę? Będzie łatwiej”. Naprawdę tak powiedziałem! Bo nie chciałem byle jakiego pierścionka, ale z diamentem. Czułem, że Bóg mnie wysłucha, że może w październiku dostanę trochę gotówki.
Tamtego dnia pojechałem do pracy na budowę. Po drodze zatrzymałem się na stacji, żeby zjeść śniadanie. Patrzę, na stoliku leży gruby portfel. Bardzo dużo pieniędzy, karty kredytowe, dokumenty… Krótko się pomodliłem, co mam zrobić. Poszedłem do kierownika stacji. Okazało się, że dobrze znał tego gościa. Zaufałem, że rzeczywiście tak było i oddałem całość gotówki, na oczach innego pracownika. Nie chciałem, żeby coś zginęło.
Potem pojechałem robić badania na budowie. Nagle dostaję telefon: „Maciek, pan, któremu znalazłeś portfel, szuka cię”. Pewnie zastanawiasz się, jak mnie znaleźli? Mam bardzo dobrze oznakowany firmowy samochód! „Dać twój telefon?”. Mówię: „no dobra”.
Za minutę dzwoni. „Przepraszam, w jakim celu pan dzwoni?” – pytam. „Niech pan tylko powie, gdzie pan jest” – słyszę. „Mam nadzieję, że cała gotówka dotarła do pana!”. „Tak, tak…”.

Pierścionek

M: Podjeżdża samochód. Okazało się, że to narzeczeni, którzy mają ślub za dwa dni. Narzeczona dała mi wódkę weselną. On wyskoczył: „chciałem panu dać znaleźne”. Mówię: „ależ skąd! Nie wezmę!”. Ze trzy razy się przepychaliśmy. W końcu ktoś z budowy mówi: „Maciek, weź te pieniądze”. Uściskaliśmy się, pomodliłem się za nich i życzyłem im dużo dobrego. I tak stoję, mam wódkę weselną w jednej ręce, pieniądze w drugiej i normalnie mi poleciały łzy. „Boże, dałeś mi pieniądze na pierścionek przez narzeczonych! Po prostu idę, kupuję go i się Anetce oświadczam”. Jak Bóg coś robi, to ja nie mam wątpliwości. Po prostu się Mu poddałem.
A: Ja w tym czasie pojechałam na rekolekcje ignacjańskie. To był akurat drugi tydzień, dotyczący podejmowania ważnych decyzji. Właściwie nie spodziewałam się, że są tam tak konkretne rozmowy – siadasz z Bogiem przy stole. Wiedziałam, że mamy się z Maćkiem ku sobie, kochamy się… Bóg powiedział mi, że nam błogosławi. Jak Maciek przyjechał po mnie na zakończenie rekolekcji, już wiedziałam, że mi się oświadczy tego dnia…
M: Poszliśmy do parku. Puściłem jej piosenkę M. Buble „Everything”, usiedliśmy na ławeczce… Wyciągnąłem pudełeczko, klęknąłem i zapytałem: „Anetko, czy chcesz być ze mną do końca życia?”.
A: Tak powiedział. A potem kupiliśmy szampan bezalkoholowy i piliśmy go pod Biedronką.
M: Teraz chcemy się jeszcze rozsmakować w narzeczeństwie. Nigdy nie byłem tak pewien, że Pan Bóg nas prowadzi, jak teraz. Kocham głębię serca Anety, jej osobowość… Jak się ma przy sobie tak piękną kobietę, którą kocha się całym sobą, nie jest łatwo wytrzymać w czystości. Ale właśnie ze względu na tę miłość poczekam.

***

Aneta i Maciej poznali się w maryjnym maju. Zaręczyli w maryjnym sierpniu. A ślub? Jakżeby inaczej: będzie 3 maja, w uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski.


Świadectwa dane po rekolekcjach z
o.Jonem

Kasia

W dnia 22-24.05.2017r. w Pabianicach odbywały się rekolekcje z o. Johnem. Podczas mszy św. o uzdrowienie w dniu 22.05.2017r. gorąco modliłam się o zdrowie całej mojej rodziny, w tym i mojej mamy. Moja mama również brała udział w tych rekolekcjach i również modliła się o zdrowie. Przed rekolekcjami odczuwała duży ból w lewej ręce i nie była jej wstanie - zgiętej, czy wyprostowanej, podnieść wyżej niż do wysokości łokcia. Podczas modlitwy ręka ją bolała. Na drugi dzień (23.05), gdy wybierałyśmy się na rekolekcje mama bez większych problemów podniosła rękę lewą do góry i zaczęła tapirować włosy. Zakres ruchów ręką wrócił praktycznie do normalności. Rękę podnosi bez większych problemów, ból niewielki jeszcze w ręce jest, ale jest wstanie sama już się ubrać, uczesać bez przeraźliwego bólu. Chwała Panu!

Janusz

Mam na imię Janusz.
Pragnę przedstawić swoje świadectwo jak Dobry Bóg dział gdy się go przyjmie do swojego serca. Przed rozpoczęciem rekolekcji z o. J. Bashobora w poniedziałek jako wolontariusz miałem dużo pracy fizycznej. Przeciążyłem tą pracą swój organizm. Gdy rozpoczęły się rekolekcje poczułem, że mam w oku duży wylew. Całe oko było czerwone od popękanych żyłek.
Jak to było w zwyczaju we Wspólnocie modlimy się wzajemnie o uwolnienia i uzdrowienia. Tak i w tym przypadku Wspólnota zaoferowała modlitwę.
Ale zaraz przecież tuż obok mamy wspaniałego charyzmatyka o. J. Bashoborę. Więc idziemy do niego . Ale ojciec Bashobora mówi: chwileczkę to nie ja uzdrawiam, to leczy Jezus. Niedługo będzie Msza św. z modlitwą o uzdrowienie. Przyjmiesz Jezusa do swojego serca. Otworzysz się na jego uzdrawiającą moc i zobaczysz co będzie się działo.
I tak się stało. Zaraz po Mszy św. i modlitwach oko nadal było czerwone od wylewu. Jednak kiedy rano wstałem po wylewie nie było śladu z wyjątkiem jednej małe czerwonej żyłki. To Jezus działał.
Siostro i bracie przyjmij Jezusa do swojego serca i pozwól mu działać w sobie a zobaczysz jeszcze większe cuda, które On uczyni w twoim życiu. Chwała Panu.

Konrad

„Tak mnie skrusz, tak mnie złam, tak mnie wypal Panie” – te słowa pieśni towarzyszyły mi podczas procesji, co chwila powtarzałem je w ciszy. Byłem coraz bliżej kapłana. Czułem, że zaraz wleje się na mnie Duch Święty. Wreszcie nadeszła moja kolej. Uklęknąłem przed kapłanem, zamknąłem oczy. Kapłan nałożył mi dłonie na głowę i zaczął wypowiadać słowa modlitwy. Wokół mnie powstawała stopniowa próżnia. Każdy gest, szelest, szept stawał się cichszy z każdą sekundą.
Czułem i słyszałem tylko bicie swojego serca. Nagle poczułem się lekki. Do końca nie mogę opisać tego uczucia, gdyż trudno mi je wytłumaczyć. Po chwili otworzyłem oczy. Leżałem na posadzce w prezbiterium. Nie wiem jak to się stało, ale zacząłem płakać. Poszedłem do ławki, uklęknąłem, zacząłem się modlić... ale czułem i jestem wielce przekonany, że to nie była zwykła modlitwa. Wiedziałem, że właśnie wtedy rozmawiałem z Bogiem. Wiem, że właśnie wtedy on słyszał mój głos.

Aneta

To było wielkie duchowe przeżycie. Spotkanie z Bogiem, Jego miłością i ludźmi niosącymi i dającymi miłość. Dzięki rekolekcjom na nowo odkryłam piękno i wielką wartość mszy świętej, która była zwieńczeniem każdego dnia.
Szczególnie przeżyłam i zapamiętałam drugi dzień rekolekcji, kiedy Jezus taki żywy i prawdziwy objawił się nam w Najświętszym Sakramencie. Jak przyszedł do mnie po cichu, delikatnie, indywidualnie, jak prawdziwy przyjaciel, który zna mnie najlepiej. Miłości, jaką mi ofiarował, pokoju, który wlał w moje serce, nie da się porównać do niczego i żadne słowa też nie oddadzą tego, co wówczas przeżyłam. Każdy człowiek pragnie spotkania z Bogiem, tylko nie zawsze zdaje sobie z tego sprawę jak bardzo. Takie chwile uświadamiają nam, jak wielkim darem jest dla nas Bóg, Jego miłość i troska o nas. Jak wielkim darem jest łaska jaką nas obdarza.
Takie rekolekcje naprawdę odnawiają nasze relacje z Bogiem, pomagają nam zbliżyć się do Niego, otwierają nasze serce, sprawiają, że zaczynamy życie od nowa, na nowo pragniemy iść tak na serio Jego drogą, kroczyć za Nim każdego dnia, opowiadać całemu światu o Jego miłości do człowieka. To było prawdziwe spotkanie z Miłością, tak mogę to podsumować.

Bożena

Ja wam opowiem jak powstawał zespół muzyczny, który grał i śpiewał podczas tych rekolekcji. Zaczęło się od rekolekcji w lutym, Marian i ja zjawiliśmy się tu, we Wspólnocie Dobrego Pasterza tylko we dwójkę i posługiwaliśmy swoimi talentami. Paweł dał wtedy taki pomysł, żebyśmy zagrali na rekolekcjach z ojcem Bashoborą. Pomyślałam: „We dwójkę na takich rekolekcjach?… nie bardzo to widzę”. Jednak z ufnością mówię: „Panie Jezu to Twoja impreza – działaj...” Zebrało się nas kilka osób, ale to nadal było za mało. Z czasem jednak Pan mi wskazywał kolejno te osoby, które chciał mieć w tym zespole, a najśmieszniejsza sytuacja wydarzyła się w Wielką Sobotę u pasjonistów podczas wieczornej liturgii połączonej z rezurekcją. Byłam tam i Jezus wyraźnie nakierował moją uwagę na gitarzystę Pawła. Wiedziałam, że muszę pozyskać go do naszego zespołu. Ale potem odbyła się procesja i było niestety przeraźliwie zimno. Tak potwornie zmarzłam, że w pewnym momencie mówię: „Panie Jezu, przepraszam Cię bardzo, ale ja już nie jestem w stanie dłużej czekać, jak oni skończą grać, a potem jeszcze iść do tego człowieka, umawiać go na próby… – nie, ja po prostu nie dam rady, do widzenia”. I poszłam do domu. Minęły dwa, trzy dni, Paweł pisze do Mateusza, bo słyszał, że są takie rekolekcje i on chciałby w tych rekolekcjach uczestniczyć… Mateusz do mnie dzwoni i mówi: „Słuchaj jest taki gitarzysta, który chciałby na tych rekolekcjach grać” wymienia jego imię i nazwisko, które nic mi nie mówiło, ale zgadzam się: „Dobrze, dawaj tego gitarzystę”. Gitarzysta przyjechał. Jak go zobaczyłam w czwartek na próbie i okazało się, że to jest ten Paweł, do którego wtedy nie dotarłam, to mówię: „Panie Jezu, Ty jesteś po prostu wielki!” Niesamowite było to działanie i prowadzenie w poszukiwaniach osób, które utworzą zespół muzyczny. I jeszcze: moim zdaniem najpiękniejszym świadectwem tego, że stworzyło się coś wyjątkowego i pięknego jest to, że zaraz po rekolekcjach, jeszcze w środę, dostaliśmy zaproszenie na Święto Eucharystii, by zagrać koncert ewangelizacyjny na pikniku, który będzie po uroczystej mszy świętej na placu katedralnym. Chwała Panu.

Paweł

Ja chcę sięgnąć bardziej do korzeni tego wydarzenia – to wszystko, by się nie odbyło, gdyby nie zasłuchanie w głos Ducha Świętego naszego księdza proboszcza Henryka Eliasza. Dziękujemy księdzu za podstawę, za stworzenie warunków, gdzie my, Wspólnota Dobrego Pasterza, mogliśmy zacząć się spotykać i z czego, można powiedzieć, wyszedł w ogóle pomysł, by ojciec Bashobora do Pabianic przyjechał. Chwała Panu za to miejsce, gdzie nadal możemy się spotykać i nasłuchiwać natchnień Ducha Świętego. Chwała Panu!

Mateusz

To, że Pan Bóg działa, to ja potwierdzam swoim życiem, bo prowadzi mnie różnymi drogami i stawia wysoką poprzeczkę. Miałem ogromne pragnienie, żeby być na rekolekcjach, ale okoliczności w jakich się znalazłem w ogóle nie wskazywały, że na nich się pojawię. W czasie, kiedy zawiązywał się zespół muzyczny, Marian i Bożenka zaprosili mnie do jego współtworzenia. Wstępnie mówiłem, że chciałbym, ale równocześnie myślałem, że fizycznie jest to niemożliwe, bo w tym samym czasie zmieniałem pracę. Tak po ludzku rzecz biorąc, gdzie w nowej pracy od razu, już na samym początku, dadzą trzy dni wolne? Jednak nie rezygnując zupełnie, w modlitwie proszę: „Panie Boże, skoro Ty dałeś mi tę pracę, a szukałem długo – cztery miesiące, to pomóż mi tak zorganizować ten czas, bym mógł Tobie służyć”. Mając wielkie obawy, ale jednocześnie ufność, poszedłem do szefa i wprost powiedziałem, że jestem wierzącym i praktykującym katolikiem i dla mnie świętością jest to, by służyć Panu Bogu. Opowiedziałem o rekolekcjach i poprosiłem o wolne od 22 do 24 maja. Mój szef powiedział: „Spoko”, jednak mojego zaproszenia, aby i on skorzystał z rekolekcji nie przyjął, bo twierdzi, że jest ateistą. I jeszcze jedno. Przyjechałem, tu z nastawieniem, by służyć, by grać dla Pana, ale powiedziałem sobie, że oprócz pracy, jaką będę tu wykonywał, muszę z tych rekolekcji skorzystać maksymalnie – chcę je przeżywać autentycznie. I faktycznie to były trzy dni moich głębokich rekolekcji, na których Bóg mi pokazał, że On jest moim Panem, On jest moim Bogiem. To były trzy dni wytchnienia, niemyślenia o pracy, o rzeczach przyziemnych. Dziękuję Bogu, za to, że działa z Mocą. Chwała Panu!

Świadectwa dane w czasie dialogu z
o.Jonem

Barbara

Barbara: Wczoraj jak tutaj leżałam, w moim ciele działy się różne rzeczy. Moim wewnętrznym pragnieniem było dziękować Bogu za to, czego doświadczam. Kiedy dziękowałam, czułam, że chcę jeszcze więcej i to tak przypływało do mnie i ja znowu dziękowałam. Czułam taką wielką wdzięczność, że w taki sposób mnie doświadcza, że mogę to czuć i wciąż prosiłam o jeszcze i jednocześnie dziękowałam, że w ten sposób mnie dotyka i wypełnia mnie całą.
Ojciec John: A co Pani planuje zrobić dla Jezusa? Bo nie można teraz pozostać sobie samym uświęconym, ale trzeba teraz pomagać innym. Teraz swoją małą wiarą, jaką Pani ma, może poruszyć góry. Dzięki Ci, Panie.

Barbara, misjonarka

Barbara: Wczoraj zostałam uzdrowiona, dostałam ogromny dar. Mam 78 lat i 48 lat chorowałam na kręgosłup. Przeszywa mnie ogromna radość. To nie tylko uzdrowienie, ale to jest dotkniecie Jezusa, On mnie dotknął już po raz kolejny, bo dwa lata temu byłam uzdrowiona z przerzutów raka. Ale jak tu przyjechałam, zaczęłam gdybać, mówiłam: Panie Jezu, czy mam już iść na tą misyjną emeryturę, czy zabierasz mi zdrowie i mam odpocząć? Pan Jezus dał mi dar. Później modliłam się: „Panie Jezu, przecież wierzę i kocham, dajesz dary do pomnożenia wiary” i dostałam takie słowo – „Mów o Mojej Miłości, a dam ci siły wtedy, kiedy potrzeba”.
Ojciec John: Teraz jest Pani dużo wyższa, może Pani chodzić bez kul, nie musi Pani chodzić zgarbiona. Coś wcześniej Panią gnębiło, ale teraz chodzimy prosto – nie pochylona tylko prosto.

Marcin i jego żona

Marcin: Przyjechałem tutaj z Kalisza razem z żoną i z koleżanką. Dziś ojciec John mówił, że nie lubi w hotelach nocować i my też znaleźliśmy nocleg na kwaterze prywatnej w Łasku. Miejsce trochę nas zdziwiło – duży drewniany dom, weszliśmy wieczorem po całym pierwszym dniu. Zobaczyliśmy jakieś dziwne zdjęcia na ścianach, między innymi roznegliżowane kobiety – okazało się, że to właścicielka (starsza pani) jak była młoda, później na oknach zobaczyliśmy jakieś figurki czarownic.
Rano, jak wyszliśmy na dwór zobaczyliśmy plac zabaw z wymalowanymi czarnymi kotami. Na drugi dzień dzwoniliśmy do pani i zobaczyłem jej numer telefonu rozpoczynający się od trzech szóstek. Wczoraj ojciec mówił, żeby ewangelizować i wychodzić do ludzi. Poczuliśmy, że trzeba z tą panią porozmawiać, że trzeba kupić różaniec i rozważania tajemnic wraz ze sposobem odmawiania – żona dopisała dedykację. Dziś jak wychodziliśmy, spotkaliśmy naszą gospodynię – akurat podlewała ogród.
Porozmawialiśmy z nią chwilę – była bardzo wzruszona, powiedziała, że będzie się modlić różańcem, nawet była bardzo szczera, bo przyznała się, że była ochrzczona, przystąpiła do I komunii świętej i bierzmowania, ale zna tylko Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo. Obiecała nam, że od dzisiaj będzie się modlić i prawdopodobnie przyjdzie dzisiaj tutaj na mszę świętą na 12-tą. Chwała Panu. Kochani nie bójcie się wychodzić, to w ogóle nie jest takie straszne. Otwierajcie się na innych ludzi.
Żona Marcina: Ja tylko chciałam dodać, że zasugerowałam, żeby czarownice poszły w piec i nie było żadnego oporu, pani powiedziała: „Tak, czarownice palimy”. A ja na to: „ Proszę jakiś obraz Świętej Rodziny zawiesić. Wiem, że mogą do pani przyjeżdżać różni ludzie i może nie chce pani obrażać ich uczuć religijnych, ale to jest pani dom, a Jezus Chrystus jest naszym Panem i Zbawicielem. My jesteśmy chrześcijanami, dlatego proszę to zrobić dla innych – może tu przyjadą i właśnie tu znajdą Jezusa, znajdą Pana. Pani się zgodziła, powiedziała, że ma dużo czasu i narodzi się na nowo… po siedemdziesiątce. Chwała Panu!
Ojciec John: Każdy moment jest momentem ewangelizacji, dziękuję.

Kasia

Kasia: Wczoraj, gdy kapłani nakładali na nas ręce, ja byłam u ojca Johna i Bóg do mnie przemówił takimi słowami: „Nie bój się, zawsze jestem z tobą, idź tam, gdzie cię posyłam, głoś to, co ci przekazuję”.
Ojciec John: To, co otrzymałaś to słowo mądrości. Biblia jest Słowem mądrości, to co Bóg chciał powiedzieć – powiedział nam, posługując się proroctwami i nauczycielami. Słowo mądrości jest objawieniem, nie widzisz Jezusa, tylko słyszysz Jego głos. Co ci powiedział Bóg w słowie mądrości?
Kasia: Ja cię błogosławię.
Ojciec John: Jak się czułaś?
Kasia: Powiedziałam: „Bądź wola Twoja”. A jak się czułam – trudno to określić. Dzieje się coś wielkiego i pięknego. Chwała Panu.
Ojciec John: Ja to potwierdzam, otrzymałaś błogosławieństwo. Teraz je weź ze sobą i zabierz do domu i błogosław wszystkich, nie znakiem krzyża, ale mów z wiarą, że wiesz, że Bóg błogosławi. Umacniaj ludzi, pomagaj im – to jest mały dar, który daje Duch Święty. Jest do dar proroctwa, który mówi zachęcaj moich ludzi, podnoś ich, pomagaj im.

Mariusz

Mariusz: W poniedziałek ciężko było, żeby tutaj dotrzeć – to było praktycznie nierealne. Już wtedy przychodziło do mnie przygnębienie coraz większe, taki brak nadziei. Od poniedziałku stopniowo zaczęło to się zmieniać, wczoraj powrócił do mnie pokój serca. Zaczyna wracać mi nadzieja. Już dwa lata minęły jak żona ode mnie odeszła i ten stan powodował, że coraz bardziej brakowało mi nadziei. Bardzo przemówiła do mnie ta konferencja, gdzie było pokazane małżeństwo i jaka ogromna walka duchowa tam trwa, że szatan robi wszystko, żeby rozbijać nasze rodziny, nasze małżeństwa – wchodzi przez różne głupie rzeczy, nie mamy czasu dla drugiej osoby. Telewizja i iluzja szczęścia wprowadza zamęt w naszą rodzinę i zapominamy, co jest najważniejsze. Teraz nadzieja mi wróciła i wierzę, że prędzej czy później coś w moim życiu się wydarzy, że moja żona do mnie wróci. Niech Pan Bóg zawsze zajmuje pierwsze miejsce i idźmy do przodu.
Ojciec John: Gdzie twoja żona? Powiedz teraz swojej żonie, to co chcesz…
Mariusz: Żono utraciłem Ciebie, a Ty utraciłaś mnie, ale teraz znalazłem wszystko i w imię Jezusa Chrystusa proszę wróć. Synu mój kocham Cię. Żono moja kocham Cię.
Ojciec John: Czyż ten człowiek nie przemawia teraz do serca każdej kobiety? Teraz następuje uzdrowienie. Dziękuję ci. Teraz jesteś bardziej przystojny niż wczoraj.